historia ochrony przeciwpożarowej
historia straży pożarnej
dawny sprzęt techniki pożarniczej
Platforma edukacji w zakresie ochrony ruchomych zabytków techniki pożarniczej i opieki nad tymi zabytkami.
NA SKRÓTY
O PORTALU
Dorośli zazwyczaj nie zwracają z byt wielkiej uwagi na rzeczy i zjawiska z pozoru oczywiste, które powstały lub dzieją się w sferach społecznej umowy. Jest tak i tak, ponieważ przez wieki tak się utarło. Kultura ludowszczyzny zrodziła obyczaje i tradycje, nad którymi czasami nie zastanawiamy się, albo z jakiś powodów nie chcemy doszukiwać się w tym wszystkim symboli, znaczeń i sensu. Inaczej jest z dziećmi – te potrafią zadawać miliony pytań. Większość z nich wydają nam się błahe, ale odpowiedź na niektóre z nich okazuje się być trudna. Z jednych takich niekończących się dociekań powstaje właśnie ten tekst i dyskusja na temat imiennych nazw własnych na strażackich samochodach. Należy wspomnieć, że dyscypliną językową która bada nazwy własne tzw. onimy jest onomastyka.
Danuta Janakiewicz-Oleksy
Centralne Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach
Artykuł w formie wywiadu został opublikowany w Przeglądzie Pożarniczym nr 8/22 pt. „Strażackie nazwy własne. Na Historypoż pełna wersja tekstu, przed korektą. Treść ta jest również nawiązaniem do blogowej zajawki pt. „Stach i Baśka wyruszają do pożaru”.
W zbiorach Centralnego Muzeum Pożarnictwa znajduje się autopogotowie strażackie na podwoziu marki Skoda z początku lat 30. XX wieku, na którym widnieje napis Bartek i jest to jego nazwa osobowa – imienna. Ilekroć zatrzymuję się przy tym samochodzie jako przewodnik i chcę przybliżyć jego historię moim małym zwiedzającym, to zawsze z ich ust padają pytania dlaczego na tym pojeździe jest taki napis? Pytania dlaczego, skąd i w jakim celu, a także próba odpowiedzi na nie bywają bardziej lub mniej złożone. To jest niewątpliwie bardzo ciekawe doświadczenie, które pozwala zrozumieć kulturę filozoficzną dziecka, które dopiero uczy się funkcjonować w zbiorowości społecznej. Wracając jednak do sedna – jakiś czas temu zainteresowałam się nazwami własnymi na sprzętach i narzędziach, które niegdyś były na wyposażeniu straży pożarnych. Niedawno miałam również okazję na ten temat porozmawiać z Panem Tomaszem Szczerbickim – pisarzem, dziennikarzem, publicystą. Autorem wielu artykułów i publikacji z dziedziny motoryzacji i militariów. Zapis tej rozmowy z przyjemnością przedstawiam Czytelnikom.
DJ: Panie Tomaszu dziękuję, że przyjął Pan moje zaproszenie do wspólnych rozważań na temat Bartka, Iskry, Krakusa i pewnie wielu innych pożarniczych samochodów II RP. Zdaję sobie sprawę z tego, że chcąc rozmawiać na temat historii polskiej strażackiej motoryzacji, nie sposób nie nawiązać do wojskowości i okresu po 11 listopada 1918 roku. Nazwy na sprzętach, urządzeniach i narzędziach – imiona żeńskie i męskie lub inne określenia nawiązujące do ludzkich i zwierzęcych charakterów, wspomnień z okresów chwały i zwycięskich podbojów – informowały, że ten sprzęt jest od tej pory nasz narodowy i zdobyczny, za którego odpowiadamy, jesteśmy z nim związani i który ma nam służyć. Czy istnieje na to jakiś dokument prawny czy to zwykły zapis umowny?
Tomasz Szczerbicki: Na pewno należy szukać na ten temat dokumentacji czy to w archiwach czy w bibliotekach. W wojsku musiały być stosowne dla tego działania regulaminy względnie okólniki, które ustalane były indywidualnie na szczeblu każdej jednostki. Jeżeli chodzi o tę dawną straż pożarną, to chociaż nie była to grupa militarna, to mimo to, była formacją umundurowaną i w jakimś stopniu podporządkowaną wojsku. O nadaniu nazw własnych musiał zatem zadecydować zarząd tych straży lub naczelnik w porozumieniu ze strażakami. W dużych strażach zawodowych zapewne redagowano pisma, których treść tłumaczyła zasadność nadania sprzętom pożarniczym (samochodom, motopompom, sikawkom) nazw własnych. Wiem, że straże zawodowe i ochotnicze (przynajmniej większość z nich) zrzeszone były w Związku Floriańskim, a następnie w Głównym Związku więc na pewno istniała między nimi korespondencja bardziej lub mniej złożona. Symbole, do których możemy zaliczyć także i nazwy własne w omawianej tematyce, dla obywateli II RP były ważne, ponieważ po 123 latach obcych rządów, w końcu odradzało się Państwo Polskie. Społeczeństwo poprzez to, że nabywało sprzęt w celu stworzenia nowych – własnych struktur administracji i gospodarki integrowało się ze sobą. Nazwy własne na samochodach strażackich zapewne były symbolicznym łącznikiem pomiędzy tymi, kto użytkował ten sprzęt, a otoczeniem na rzecz, którego strażacy pracowali. Przykładem niech będzie pojazd bojowy o nazwie Iskra należący do Straży Ogniowej z Warszawy (zob. zb. cyfrowe NAC). Termin ten po dzień dzisiejszy kojarzy się z jakąś cząstką zapalną, z czymś nieuchwytnym, dynamicznym i pozytywnym. W publikacji Andrzeja Antoniego Kamińskiego pt.; „Baśka, Wanda i inne” – o nazwach własnych pisanych na sprzętach polskich wojsk lądowych i formacji paramilitarnych odnajdziemy zdjęcia również wozów strażackich. M.in. Floriana użytkowanego przez ochotniczą straż pożarną w Brzezinach Śląskich. Nazwa ta przynajmniej dla strażaków jest oczywista, która nawiązuje bezpośrednio do ich patrona i do zagrożenia z którym walczą. Poza tym dawniej, kiedy wybuchały pożary i straż spieszyła do ognia wśród miejscowej społeczności można było zauważyć powszechne dla tego zdarzenia zainteresowanie. Było rzeczą oczywistą spieszyć wraz ze strażackimi końmi i samochodami w miejsce chwilowej sensacji. Dzisiaj w realiach współczesnych raczej nie byłoby do pomyślenia by dopuścić do akcji gaśniczej tłum obserwatorów. Chciałbym również zwrócić uwagę także na inny aspekt. Nazwy własne na sprzętach – głównie na samochodach były krótkie i łatwe do przeczytania i skojarzenia. Także ci, którzy nie potrafili pisać i czytać, a tym bardziej nie znali się na markach samochodów i ich producentach szybciej przyswajali i integrowali się ze Stachem, Baśką czy Bartkiem. Kto wie, może pod tymi imionami kryli się zasłużeni i odważni ludzie z ich gromady? Imiona te mogły być równie dobrze nadawane podczas poświęcenia nowo zakupionego sprzętu, albo jubileuszu lub kursu. Sama Pani wspomniała podczas naszej rozmowy, że zna przypadek z lat 30. kiedy to krakowscy strażacy uroczyście poświęcili zbudowany przez siebie jacht i nadali mu imię Tuta, a następnie wypłynęli nim z Wisły do Gdyni by uczcić tym samym dni „Święta Morza”. Akurat ten przypadek opisano w ówczesnej prasie, ale fakt, że nie odnajdujemy innych dowodów na nasze liczne przypuszczenia, nie oznacza, że ich nie ma lub nie było. Proszę pamiętać, że podczas II wojny światowej paliły się archiwa, biblioteki, płonęły miasta i wsie. Wiele utraciliśmy z naszych dóbr kultury i sztuki. Dzisiaj jest nam łatwiej na to wszystko spojrzeć ponieważ wszyscy my dorośli posiadamy jakieś wykształcenie, potrafimy czytać i pisać i wiemy to, czego nie mogli wiedzieć nasi przodkowie jeszcze sto lat temu.
DJ: Czy nazwy własne lub inne oznakowania na sprzętach ówczesnego wojska, straży i innych formacji mogły odnosić się do działań np. maskujących, konspiracyjnych, jakiegoś kryptogramu, kodu do informacji, rozpoznania lub dezinformacji?
Tomasz Szczerbicki: Nie sądzę. Tak jak już wcześniej wspomniałem. W nazwach własnych chodziło o prostotę, prezentację, reklamę, także swego rodzaju szyk, modę i symbol społecznego zaufania, służby i pracy. Wszystko to zakończyło się w latach 50. XX wieku, kiedy w wojsku i straży weszły inne przepisy.
DJ: W galerii multimediów prezentowane są fotografie samochodów strażackich m.in. z Warszawskiej Straży Ogniowej. Była to dość dobrze zorganizowana straż z licznymi oddziałami. W związku z powyższym czy nie sądzi Pan, że ich zmechanizowany i podpisany tabor typu Iskra, Longinus, Krakus i Podlasiak, mógł ułatwiać im działania w swojej własnej intendenturze?
Tomasz Szczerbicki: Nie wydaje mi się. To są przypuszczenia na wyrost. Gdybyśmy tak sądzili, to zdecydowanie przecenilibyśmy nadawanie nazw własnych nie tylko na sprzętach wojskowych, strażackich i innych organizacji. Od początku istnienia świata człowiek miał potrzebę nazywania tego z czym obcował. Pewnym potwierdzeniem tego są moje badania. Kilkanaście lat temu, przy okazji zbierania materiałów do kolejnej książki, przeprowadziłem m.in. kwerendy w warszawskim Muzeum Pożarnictwa. W licznych dokumentach o sprzęcie warszawskich jednostek były zestawienia pojazdów, marki wozów, numery ramy, ale nigdzie nie widziałem wzmianki o nazwach własnych tych pojazdów.
DJ: Ja również przy okazji różnych kwerend próbowałam odnaleźć pisemne uzasadnienie dlaczego strażacy wybierali dla swoich samochodów bojowych takie imię, a nie inne lub inny dla tegoż przymiotnik. Chciałam poddać analizie znaczeń poszczególnych wyrazów i zidentyfikować poszczególne egzemplarze. Tymczasem we wspomnieniach - publikowanych jednodniówek, sprawozdań i kronik, niestety nie odnalazłam takich treści. Zapewne była to indywidualna sprawa i pospolite znaczenie dla każdej z tych jednostek. Skoro tak, to czy jest sens zagadnienie to w dalszym ciągu zgłębiać? Z drugiej zaś strony badając kulturę materialną dochodzę do wniosku, że wszystkie rzeczy, które nas otaczały i otaczają wpływają na naszą rzeczywistość, mentalność i narrację społeczną. Kiedy nadajemy nazwę dla naszej rzeczy zapisujemy ją w naszej pamięci i jest to już rzecz powszechna, która złożona jest z wielu elementów – znaków – sygnałów rozpoznawczych. Ten znak jest dla ans ważny po wielu, wielu latach kiedy dostrzegamy go np. na starej fotografii, która jest dowodem minionej rzeczywistości. Przytoczę tutaj fragment ze wspomnień jednego z pionierów polskiej ochrony przeciwpożarowej płk inż. Józefa Tuliszkowskiego (żałuję, że ten cytat nie dotyczy konkretnego sprzętu strażackiego, ale historii nazwy jachtu): „Dziwnym zbiegiem okoliczności nabyliśmy we trzech morski yacht, który nosił nazwę Trio .W święta i chwilach wolnych zaprawialiśmy się w żeglowaniu na rzece, jeziorze, a nawet na morzu”. (…) „Pomimo protestów z mej strony większością jednego głosu (a głosowało trzech) zapadła fatalna uchwała: sprzedać yjacht! Żegnałem ze smutkiem drogie Trio, jakby żywą istotę... transit gloria navigationis. Intensywny udział I-ej kolumny straży pożarnej ochotniczej, do której należeliśmy, w gaszeniu szeregu groźnych pożarów odwrócił uwagę i w żalu otulił” [1] za: J. Tuliszkowski, „Yacht „Trio”. Garść wspomnień z życia studentów Polaków w Rydze. Warszawa 1935.
Tomasz Szczerbicki: Należy zgłębiać i starać się zrozumieć historię. Badać przyczynę i skutek. Jeżeli nie podejmiemy się kwerendy na interesujący nas temat, to jak to się będzie miało do nauki?
Rozmawiała: Danuta Janakiewicz-Oleksy z Centralnego Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach.
Fotografie w galerii:
Wóz bojowy Florian należący do OSP w Brzezinach Śląskich. Foto opublikowane w książce A. Kamińskiego - Baśka, Wanda i inne.
Strażacy III oddziału Warszawskiej Straży Ogniowej samochodami m.in. (Iskra). 1925, zb. NAC.
Samochód Bystry OSP z Pilicy, z. NAC.
Samochody oddziału III Warszawskiej Straży Ogniowej (o nazwach Iskra, Longinus i Krakus) wyjeżdżają z garażu. 1925, zb. NAC.
Autopogotowie pożarnicze na podwoziu Skody, lata 30. Zb. CMP.
Samochód straży pożarnej z Inowrocławia. Zb. NAC.
Redakcja Historypoż poszukuje informacji na temat zakładowej straży pożarnej nieistniejącej już Elektrowni I w Jaworznie na Górnym Śląsku.
Copyright 2022. HISTORYPOŻ&MUZEOPOŻ. Wszelkie prawa zastrzeżone.