historia ochrony przeciwpożarowej
historia straży pożarnej
dawny sprzęt techniki pożarniczej
Platforma edukacji w zakresie ochrony ruchomych zabytków techniki pożarniczej i opieki nad tymi zabytkami.
NA SKRÓTY
O PORTALU
W 1932 roku w Polsce odbyły się pierwsze oficjalne „Dni Morza”. Jako, że od samego początku były to uroczystości o charakterze państwowym, nie mogło w nich zabraknąć również delegacji straży pożarnych zgłaszanych z całego kraju przez Główny Zarząd Związku Straży Pożarnych. W 1934 roku m. in. Miejska Zawodowa Straż Pożarna z Krakowa została wytypowana do reprezentacji w kilkudniowych obchodach wspomnianego święta w Gdyni.
Danuta Janakiewicz-Oleksy
Centralne Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach
Artykuł został opublikowany w Przeglądzie Pożarniczym nr 9/2019 pt.: „Strażacka Tuta”
Butelka szampana umocowana na strażackiej linie kilkakrotnie niezdarnie uderzała o burtę jachtu. Mocne szkło nie chciało dać za wygraną. Matka chrzestna pani posłowa Michalina Dąbrowska kurczowo trzymała bukiet kwiatów, który z gracją wręczył jej naczelnik krakowskich strażaków. Zdarzyło się też, ze kilkakrotnie wstrzymywała oddech, a jej rumieńce kryły się za wielkim czarnym kapeluszem. Ówczesny prezydent miasta Krakowa dr Mieczysław Kaplicki, poproszony na ojca chrzestnego starał się zachować dystans i poczucie humoru do zaistniałej sytuacji, a ks. Józef Niemczyński z parafii św. Józefa na Podgórzu nieśmiało co chwila zerkał w stronę stojących na baczność pożarników. W głowach wszystkich zebranych pojawiła się jedyna słuszna myśl co do tego, iż ta przedłużająca się ceremonia chrztu będzie nieważna jeżeli wino szampańskie natychmiast nie rozleje się o dziób żaglowca. Poirytowany naczelnik straży inż. Mieczysław Hugo Rakisz wezwał do siebie jednego ze swoich podwładnych i stanowczo rzekł:
- Wyjmij ze swojej pochwy toporek i rozbij tę butelkę! Pora już nadać jej imię i zwodować. Czasu mamy mało.
Topornik nie wahając się długo wykonał polecenie. Szkło pękło i po chwili można było już wypowiedzieć tak długo wyczekiwane zdanie według polskiej tradycji: „Płyń po morzach i oceanach, sław imię polskiego stoczniowca i marynarza, przynoś chwałę Rzeczypospolitej Polskiej. Nadaję ci imię…”
Tuta
Tuta była dużych rozmiarów czterowiosłowym jachtem posiadającym dwa żagle i maszt, który od podstaw z drewna zbudowali krakowscy strażacy w celu przepłynięcia nim z Wisły do Gdyni i tym samym uczczenia „Święta Morza”, zaplanowanego na 29 czerwca 1934 roku. W dniu 28 maja tegoż samego roku w przystani wodnej na rzece Wiśle, przy policji koło Mostu Dębnickiego odbyło się uroczyste poświecenie strażackiej jednostki pływającej. Tego dnia nie odbyło się od spisania aktu poświecenia i licznych przemówień m. in. prezydenta miasta, naczelnika straży pożarnej oraz przedstawiciela Ligi Morskiej i Kolonialnej z oddziału krakowskiego. Wszyscy prelegenci zgodnie podkreślali rolę morza w sprawach narodowych Polski. Warto przy tym zaznaczyć, że Polska odzyskała dostęp do morza dopiero na mocy traktatu wersalskiego z 28 czerwca 1919 roku. Był to pas wybrzeża o długości 140 kilometrów, który wiązał się z nadzieją wolności gospodarczej, politycznej i szerszego spojrzenia na świat zachodni. Zatem symboliczne zaślubiny Polski z Bałtykiem, które odbyły się w Pucku następnego roku zapoczątkowały narodowe zrywy utrzymania dostępu do morza. Nie były to jedynie czynniki podyktowane korzyściami gospodarczymi i politycznymi, ale kulturotwórcze i społeczne chęci zachowania języka, wiary, tradycji i obyczajów. Dwudziestolecie międzywojenne było okresem wielu wrogości narodowych, które swoje apogeum osiągnęły napaścią Niemiec i Związku Radzieckiego na Polskę we wrześniu 1939 roku. Zbudowanie Tuty przez krakowskich strażaków stanowiło więc swoiste wyzwanie, które łączyło się z ich patriotyzmem i współpracą w budowaniu bezpiecznego i stabilnego państwa polskiego. 28 maja pamiętnego roku po kilku miesiącach budowy ujęli Tutę w swoje krzepkie dłonie by ją móc wreszcie zwodować. Kiedy już po chwili kołysała się na falach Wisły, musieli poczuć ulgę i satysfakcję. 12 osobowa załoga pod dowództwem naczelnika straży inż. Rakisza i st. ogniomistrza Dury niewątpliwie czuła się wyróżniona wyznaczając swój rejs na dzień 2 czerwca. Zabierając ze sobą odzież, prowiant i namioty powzięli niełatwą decyzję sterowania wiosłami żaglowca.
Inspiratorzy
Tuta nie była ich jedyną jednostką pływającą, ponieważ na wyposażeniu straży w tym okresie była również łódź motorowa, którą w czerwcu również 1934 roku popłynęli w rejon Sandomierza by wesprzeć tamtejszą akcję przeciwpowodziową. Do ratowników wodnych należeli m. in. bracia Józef i Władysław Czernieccy. W strukturach strażackich największą jednak rolę odgrywali wówczas Mieczysław Rakisz i Józef Dura. Rakisz był absolwentem Wydziału Inżynierii Lądowej Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. W 1918 roku w stopniu podporucznika walczył w obronie kresowego miasta. Do Miejskiej Zawodowej Straży Pożarnej w Krakowie przyjęty został w czerwcu 1931 roku na stanowisko ogniomistrza, a od marca 1934 naczelnika. Po II wojnie światowej otrzymał propozycję zorganizowania zawodowej straży pożarnej we Wrocławiu. Rakisz inspirując strażaków do samodzielnej budowy żaglowca na studiach może nie nabył wiedzy szkutniczej, ale na pewno doskonale orientował się w konstrukcji i technologii inżynieryjnej budownictwa lądowego. Przy budowie Tuty pomagali członkowie Ligi Morskiej i Kolonialnej z oddziałem w Krakowie. W latach 30. ubiegłego wieku stanowili bardzo silne stowarzyszenie, które m. in. dążyło do budowy okrętu wojennego, którego chciano nazwać „Kraków”. Przez wszystkie lata swojej działalności kierowali się hasłem; „Każdy okręg Ligi Morskiej i Kolonialnej buduje własny ścigacz”. Józef Dura, który był rodowitym krakowianinem posiadał szerokie kontakty w strukturach wielu społecznych stowarzyszeń, zatem wszystkie aspiracje i dążenia obywatelskie opierały się również o struktury strażackie. „Nie jest możliwe obudzenie innych, jeśli samemu nadal się śpi” i to jest oczywista zasada każdej ludzkiej inspiracji, którą mogą wyznawać ci wszyscy, którzy chcą w życiu coś osiągnąć. Józef Dura również mógł być podobnego zdania. Był absolwentem szkoły handlowej, ale swoje życie zawodowe związał z krakowską strażą pożarną idąc w ślad za swoim ojcem. W czasie II wojny światowej działał w strażackim ruchu oporu „Skała”. Dzięki swoim staraniom wielu podkarpackich strażaków uniknęło wywiezienia na roboty do Rzeszy. Po wojnie trafił do Szczecina, gdzie pełnił funkcję komendanta.Współcześnie na horyzoncie rzeki Wisły nie zobaczymy już pływającej Tuty. Te czasy już minęły, aczkolwiek na szczęście pozostały zdjęcia i cały w tym wszystkim dowód istnienia.
Literatura:
[1] J. Moniczewski, L. Buczak „A tu się pali jak cholera” – Szkice dziejów krakowskiej straży pożarnej, wyd. Komenda Miejska PSP w Krakowie, Kraków 2010, s. 78-79, 284-285.
[2] Ilustrowany Kurier Codzienny, nr 147 z 29 maja 1934 r., s. 5.
Redakcja Historypoż poszukuje informacji na temat zakładowej straży pożarnej nieistniejącej już Elektrowni I w Jaworznie na Górnym Śląsku.
Copyright 2022. HISTORYPOŻ&MUZEOPOŻ. Wszelkie prawa zastrzeżone.